sobota, 24 stycznia 2015

Epilog

Ten Epilog dedykuję Lexi E. Dziękuję, że byłaś <3
Tego dnia spadł pierwszy śnieg. Szczupła blondynka stała przy oknie i przyglądała się białym płatkom śniegu delikatnie opadającym na konary drzew. Zerknęła na swój burzy brzuch i delikatnie pogładziła go dłonią. Nie lubiła tego uczucia, kiedy nie widziała swoich stóp, jednak nie miało to większego znaczenia. Nie to było najważniejsze. Nagle usłyszała przekręcanie klucza  zamku. Do pomieszczenia wpadło chłodne, przenikliwe powietrze, które sprawiło, że blondynka wzdrygnęła się. Spojrzała w stronę drzwi. W progu stali jej uśmiechnięci rodzice. Dostrzega na głowie swojego ojca kilka srebrnych pasem, ale nie wyglądało na to by jej mamie jakkolwiek przeszkadzało to, że oboje starzeli się. Byli jedną z niewielu par, które były ze sobą od początku, do końca, dziewczyna bardzo ich za to ceniła. Matka zdjęła szybko mokre od śniegu buty i podbiegła to córki zatrzymując ją w szczelnym uścisku.
- Tak bardzo tęskniłam. - wychrypiała patrząc blondynce w oczy. Dziewczyna uśmiechnęła się do matki całując ją w policzek.
- Ja za wami także. Jak było na wakacjach? Mam nadzieję, że odpoczęliście. Należało się wam. - blondynka puściła do rodziców oko. Razem z matką zachichotały kiedy starcza zabawnie uniosła brwi.
- Nie mów, że jeszcze nie zaczęła przygotowań. - tata uśmiechnął się zawadiacko. - Nie chcesz, żeby mama dostała zawału.
Starsza kobieta uniosła brwi z przerażeniem.
- W zasadzie to... - zaczęła dziewczyna przeciągając ostatnią sylabę.
- Do roboty! Kolacja sama się nie przygotuje! Jest jeszcze tyle do zrobienia. Mam nadzieję, że goście przyniosą co nieco. Jak ty masz zamiar przygotować tyle potraw w 6 godzin? - obruszyła się.
- Mamo! Nie przesadzaj. Wszystko będzie dobrze. To tylko Wigilia!
- Ale to przecież pierwsza Wigilia Johnatana! Musi być wyjątkowa! - wykrzyknęła rodzicieka zakładając na szyję fartuch.
- Czyli tez pierwsza Wigilia Teda i... - zaczęła blondynka, ale przerwało jej uporczywe dzwonienie do drzwi. - Tato, mógłbyś?
Po chwili w kuchni pojawił się wysoki blondyn w towarzystwie małego, również blond włosek chłopca wesoło podskakującego na barkach taty.
- Christof! - wykrzyknęła Kim podbiegając do brata i wtulając się w jego świąteczny sweter. - Mam nadzieję, że twoja wspaniała żona coś upichciła, bo mama jest zła, że wszystko stoi na jej głowie. - posłała bratu najszczerszy i najczulszy uśmiech biorąc na ręce jego syna. - Jak się czuje mój ukochany bratanek? - zapytała łaskocząc dziecko po brzuchu.
- Dobrze ciociu. Wiesz, że dziś przyjdzie do mnie Mikołaj? I da mi prezent! Bardzo bym chciał ten samolot, który ci pokazywałem. Bardzo.
- Mikołaj na pewno to wie Toby. - Kim puściła do niego oczko odstawiając go na ziemię. Malec pobiegł do salonu gdzie dziadek miał mu puścić bajki. Wtedy w progu kuchni pojawiła się Zoey.
- A jak się miewa moja ulubiona bratowa? - zagadnęła Kim witając się z przyjaciółką.
- Cii, jeszcze świeżo upieczona żona Teda się obrazi. - Zaey puściła jej oczko zerkając na brzuch Kim. - Jak tam maleństwo?
- Całkiem dobrze. Martwię się tylko o jego tatusia. Nie widzieliście go może po drodze. Wyszedł z domu już jakiś czas temu...
- Kim, przestań się zamartwiać. Wszystko jest w porządku. Na pewno zaraz się pojawi. Jest dziś Wigilia, może poszedł kupować prezenty?
- Pewnie masz racę. - blondynka westchnęła. - Za bardzo się tym wszystkim przejmuję.
~*~
Powoli zaczęło się ściemniać. Stół stał nakryty, świece się paliły, choinka dumnie stała na środku salonu, a w tle leciały nastrojowe kolędy. Wszystko tak, jak być powinno.
- To co, siadamy? - zaproponował Christof. Więc wszyscy zasiedli na swoich miejscach. Kim wzięła na kolana córeczkę. Dziewczyna pocałowała mamę w policzek. Toby zaczął szarpać dziewczynkę za
włosy. Najwyraźniej strasznie mu się nudziło.
- Toby, daj Lexi spokój. - upomniała go Kim.
- Uważam, że te wszystkie blondaski wam się udały. - za Kim pojawił się wysoki i szczupły mężczyzna. Odwróciła się uśmiechając na widok brata bliźniaka.
- Strasznie się za tobą stęskniłam Ted. - wyznała Kim przytulając go wcześniej puszczając córeczkę, która pobiegła do swojego taty.
- Ja za tobą też kwiatuszku. - powiedział blondyn mocniej przyciskając siostrę do siebie. - Wiesz dlaczego tak uwielbiam Wigilię? Bo jest to jedyny dzień kiedy wszyscy na prawdę jesteśmy razem. Dosłownie wszyscy. Christof z Zoey i Tobym, rodzice, Jerry, Milton z Julie, Luke z Chrissy i małą Aną, ja i Issabelle nareszcie z Johnatanem i wy z tą swoją małą. Jesteśmy całą rodziną razem. Nigdy nie spotykamy się całym tym gronem w innych okolicznościach, prócz wigilii. Nawet na moim ślubie nie wszyscy się pojawili. Ale ten wieczór ma w sobie coś magicznego i nie wypada siedzieć w domu samemu. Spójrz na Jerrego. Stracił ukochaną, ale za bardzo jest przywiązany do nas wszystkich by nie przyjść tego wieczora tutaj i nie świętować z nami. To jest magia, bo popatrz na niego. jest wrakiem człowieka. A mimo wszystko podnosi się aby posadzić swój tyłek na tym zarezerwowanym dla niego miejscu i cieszyć się z nami. Mówię ci to magia.
- Zawsze wierzyłeś w magię, miłość od pierwszego wejrzenia, Anioły też wierzyłeś.
- Stróże. Tak myślę, że każdy ma swojego Anioła Stróża, kiedy go potrzebuje. - Ted zaśmiał się kiedy jego siostra teatralnie przewróciła oczami. - Kiedyś się przekonasz. - zapewnił ją biegnąc do swojej żony i pozostawiając Kim samą z jej myślami.
~*~
Było koło dwunastej. Wszyscy już zdążyli się ulotnić, dom opustoszał, a po Wigilijnej zabawie pozostały tylko brudne talerze i papier prezentowy walający się po całym salonie.  Kim wyczerpana opadła na kanapę. Nie pamiętała, kiedy to ostatni raz tak dobrze bawiła się z rodziną. Zamknęła oczy i spróbowała się odprężyć. Po chwili poczuła jak kanapa obok niej delikatnie się zapada a ktoś pochyla się nad nią i zaczyna składać na jej szyi drobne pocałunki. Zamruczała cicho z aprobatą.
- Mała już śpi. - wymruczał do jej ucha niskim, zalotnym głosem. - Masz na coś ochotę? - powiedział delikatnie przygryzając płatek jej ucha. Kim uchyliła oko spoglądając na męża. Patrzyła na nią zafascynowany. Uśmiechnęła się do niego pozwalając sobie na przyjemność. Mężczyzna oparł dłoń o jej plecy i delikatnie przycisnął do kanapy. Musnął zmysłowo jej wari nie odrywając wzroku od jej ust.
- Tak bardzo cię kocham. - wyszeptał między pocałunkami. - Bez ciebie byłbym nikim.
- Ja też cię kocham, wiesz to. - powiedziała chwytając go delikatnie za koszulę i pogłębiając ich pocałunek.
- Nie usłyszałem. Co mówiłaś? Mogłabyś powtórzyć? - zamruczał całując jej nos i przerywając prze chwilą wykonywaną czynność.
- Powiedziałam, że wiesz to.
- Nie nie, to wcześniej. - Kim zachichotała. Podniosła się do pozycji siedzącej i wspięła się na kolana męża.
- Powiedziałam, - złożyła soczysty pocałunek pochylając się na brunetem. - że cię kocham Jack. Kocham od zawsze i już zawszę będę. Nigdy nie przestałam i nigdy nie przestanę. Wybaczę ci chyba wszystko, bo moja miłość do ciebie może przetrwać wszystko. nawet rok nie wiedzy. Wszystko.
- Nie przypominam sobie, żebyś miała, aż tak długi wywód. - powiedział z przekąsem.
- Och, zamknij się. - powiedziała znów rozpoczynając zaniechaną czynność.
~*~
- Jest prześliczna. - jęknęła zachwycona Zoey. - A on jest taki przystojny. Mogłabym je schrupać.
- Mogliśmy się spodziewać, że to będą bliźniaki. - Jack uśmiechnął się promiennie. - W końcu Kim i Ted... Samo mówi za siebie. Chyba powinniśmy go ostrzec.
- Jak je nazwiecie? - zagadnął Christof.
- Dziewczynkę Kathrine Mika. Po mojej mamie i naszej przyjaciółce. - powiedział Jack gładząc córeczkę po główce.
- A chłopca?
- Wendel, po moim tacie. - powiedziała Kim. Samotna łza spłynęła po jej policzku. W ciągu trzech ostatni lat straciła dwie bardzo ważne dla niej osoby. Za to zyskała cztery. Ale nic nie dzieje się bez powodu, prawda?

Dziękuję wam za wyrozumiałość. Dziękuję wam za wszystko. Za każdy komentarz. Kurczę. Planowałam zakończyć tego bloga za pare miesięcy, ale przypadki chodzą po ludziach. Jestem wam bardzo wdzięczna za masę wspaniałych wspomnień, za ponad 10 i pół tys. wyświetleń, które są dla mnie osobistym rekordem i były mega wyzwaniem. Czuję się niewiarygodnie lekko kończąc to opowiadanie. Nie chciałam was zawieść dlatego epilog wstawiam tak szybko. Mam wrażenie, że im szybciej to zakończę, tym mniejsze szkody narobię. Nie chciałabym niczego obiecywać, ale zastanawiam się na drugą częścią. Jeszcze nie teraz, za jakiś czas, ale mówię wam o tym, żebyście pamiętali, że tu jestem. Jeśli druga część powstanie to już na pewno nie będzie publikowana tutaj, tylko na nowym blogu. W każdym razie jeszcze raz bardzo, bardzo wam dziękuję. Byliście dla mnie ogromnym wsparciem i cóż mogę jeszcze dodać? Jestem w trakcie tworzenia schematu fabuły nowego opowiadania - które wam obiecałam w poprzednim poście, a także w trakcie pisania piątego rozdziału Someday Is Now (kto jeszcze nie przeczytał czwartego rozdziału, bądź w ogóle nie miał pojęcia o tym opowiadaniu zapraszam --> KLIK). Mam nadzieję, że będziecie równie często wpadać tam jak i tu. No cóż z ciężkim sercem żegnam się z wami na tym blogu. Kocham was, pa pa!

4 komentarze:

  1. Kocham cie fajny epilog na prawdę:) czekam na te nową historię:) :*:*:*:* :) / Karolina sorry za anonima :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie spodziewałam się, że napiszesz go tak szybko. Brawo<3 Na dodatek jest wspaniały, mała Lexi podbiła moje serce♥
    Dziękuję Ci z całego serca za dedykację. Byłam, jestem i będę, niezależnie od wszystkiego. Jeju, i idealny epilog dla mnie, KOCHAM HAPPY ENDY♥♥
    Choć przyznam szczerze, na początku miałam małe podejrzenia, że może chodzić o kogoś innego, nie Jack'a. Ale na szczęście potem się wyjaśniło:)
    Nowe opowiadanie? Jestem za, dodaj link jak najszybciej. Chyba nic nie trzeba tu dodawać, opowiadanie zakończyłaś w bardzo dobry sposób.
    Trzymaj się♥

    L x

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak sobie błądziłam po internecie i wpadłam na twój blog przypadkiem i nie żałuję! <3
    Tak fajnie czytało mi się ten epilog :). Mimo, że jest luty, dzięki tobie wróciłam myślami do świąt i te opisy choinki i wiatru, który delikatnie powiewał po włosach Kim :D. Ochhh<3
    Albo ta scena, gdzie się pieści ze swoim mężem. Słodkie :).
    Czytałam twoją końcową mowę i nie usuwaj bloga! Piszesz fajnie i przejżyście co sprawia przyjemne czytanie i jeżeli pisanie sprawia ci przyjemność to pisz, na pewno masz wielu czytelników co to docenia :*
    Czekam na kolejny i obserwuję <3. Pozdrawiam i więcej wiary w siebie! :D.
    xxforeverxxx.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. A więc to tak się skończyło! Hehe. Głupia nie .spr czy są kolejne notki i wstawiłam do poprzedniego kom... ale jestem genialna :*
    Świetny epilog. Po.prostu czapki z głów! Ja nie potrafię pisać epilogów zakończeń i ltd.
    Szkoda że to juz koniec ale wszystko sie zaczyna i kiedyś kończy. Będę tęsknić za tym opowiadaniem :( ale będę tu często powrać i czytać jeszcze raz wszystko od początku
    Kath :***

    OdpowiedzUsuń